Słowo „dyscyplina” może kojarzyć nam się z czymś negatywnym, sztywnym, nienaturalnym. Czasami mam wrażenie, że „etykieta”, czy „savoir vivre” odbierane są jako synonim słowa dyscyplina. Na myśl przychodzą wizje spiętego i usztywnionego człowieka, który umie „akuratnie” zachować się w każdej sytuacji, nie trzyma łokci na stole, przepuszcza panie w drzwiach, umie też zjeść bezę tak by się nie pobrudzić. Nawiąże kulturalną rozmowę z każdym, byle by nie przez stół – bo etykieta surowo tego zabrania. Zna wszystkie możliwe zasady, jednak brak mu luzu, spontaniczności, a może i autentyczności…
Czy tak to zazwyczaj wygląda?
Ja zdecydowanie widzę to inaczej. Wierzę, że znajomość pewnych zasad i umiejętne korzystanie z tej wiedzy to wspaniały zasób, który ułatwia nawiązywanie relacji podczas całego naszego życia. Pozwala nam swobodnie się zachowywać w najróżniejszych sytuacjach i środowiskach, bywać, doświadczać i czerpać z życia pełnymi garściami.
Czy nie tego chcemy dla siebie i bliskich?
Podobnie jest z uczeniem kultury, wychowywaniem dzieci. Im szybciej uświadomimy dzieciom, że nasze zachowanie ma ogromny wpływ na jakość naszych relacji z innymi, tym lepiej. Etykieta to dla mnie uważność na drugiego człowieka, to małe gesty i słowa, które sprawiają, że relacje wchodzą na wyższy poziom. To jak uwrażliwimy dzieci na kulturę i wzajemne relacje w najmłodszych latach, może mieć dla nich ogromne znaczenie w przyszłości. A im szybciej zaczniemy oswajać dzieci z tą wiedzą, uczyć je uważności na drugą osobę, tym szybciej pewne zachowania staną się nawykiem, a nie odświętną dyscypliną. I o to chodzi.